- Niepotrzebnie stracony gol spowodował nasze cofnięcie się i nieco nerwową końcówkę - ocenia na klubowej stronie internetowej ostatni mecz z Zagłębiem
Lubin Łukasz Gikiewicz.. - Cieszymy się, że udało nam się dowieźć ten rezultat do końca. Uniknęliśmy błędów z poprzednich spotkań z Podbeskidziem i Lechią i nie straciliśmy w końcówce gola - podkreśla.
Dołącz do nas na Facebooku i bądź na bieżąco! >>
Początek mecz Śląska z Zagłębiem przypominał starcie tych zespołów z jesieni. Wówczas wrocławianie również szybko objęli prowadzenie i do przerwy też wygrywali 2:0. - Trener nam mówił, żebyśmy zagrali tak, jak w
Lubinie. Pierwszą połowę kontrolowaliśmy, a w samej jej końcówce jeszcze dobiliśmy rywali golem Mateusza Cetnarskiego - zaznacza Gikiewicz, który asystował przy tym trafieniu. - Można powiedzieć, że wyręczyłem nieobecnego Sebastiana Milę - żartuje piłkarz. - Asystowałem, choć ja jestem od strzelania, nie od asystowania. Dobrze, że Mateusz wykorzystał to podanie - dodaje.
Derby rządzą się swoimi prawami i z pewnością nie brakuje w nich walki. Nie inaczej było w niedzielę. Po jednym ze starć Łukasz Gikiewicz musiał być opatrywany. - Adam Banaś zaatakował pięścią, trochę krwi z nosa się polało - tłumaczy napastnik. - Jednak od razu mnie przeprosił, bo po prostu przy walce o
piłkę mnie nie zauważył. Ten uraz nie zrobił na mnie większego wrażenia, bo grałem dalej. Dla mnie każde spotkanie jest ważne, w każdym daję z siebie wszystko - zaznacza.
Śląsk zrównał się punktami z Legią i ma cały czas szanse na mistrzostwo Polski. - W końcu coś zaskoczyło w naszym zespole. Zostały dwa mecze - chcemy najpierw pokonać Jagiellonię w najbliższy czwartek. Wydaje mi się, że sprawa mistrzostwa rozstrzygnie się w
Krakowie, podczas meczu z Wisłą - kończy napastnik Śląska.