2288 dni musieli czekać wrocławscy kibice, by zobaczyć Śląsk w ekstraklasie. Ostatni mecz w najwyższej lidze, 5 maja 2002 roku, wrocławianie przegrali z Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski. W sobotni wieczór, w pierwszym meczu tego sezonu było lepiej - zremisowali 1:1 z Lechią Gdańsk w tzw. meczu przyjaźni (kibice obu drużyn lubią się).
Debiut Śląska na boiskach ekstraklasy oglądał komplet publiczności - 8,5 tysiąca kibiców. Mimo przedłużającego się remontu i obawy, że policja nie dopuści stadionu do meczu, gospodarze uporali się z pracami porządkowymi, a kibice w tzw. młynie po raz pierwszy zasiedli na przebudowanej i podwyższonej trybunie.
Na stadionie, gdzie niegdyś można było znaleźć puste krzesełka, wszystkie bilety rozeszły się w przedsprzedaży. Zaskoczeniem dla stałych bywalców stadionu przy Oporowskiej były numerowane bilety na krytą trybunę. Okazało się jednak, że ponieważ nikt nie sprawdzał ich przy wejściach do sektorów, wszyscy i tak zajęli swoje ulubione miejsca.
Oprawa spotkania godna była najwyższej klasy rozgrywek. Najpierw przed meczem na boisku zaprezentował się wrocławski raper Waldemar KASTA ze swoim najnowszym utworem o Śląsku, którego mało skomplikowany, za to słuszny refren "Tylko Śląsk, tylko Śląsk, tylko Śląsk, Śląsk, Śląsk" skandował cały stadion. Drużyny na boisko przy akompaniamencie śpiewających trybun drużyny wyprowadził kominiarz - na szczęście.
Niestety, z powodu wydarzeń w Gruzji, na mecz nie dotarł wierny kibic Lechii premier Donald Tusk. Na trybunie honorowej nie zabrakło jednak jego zastępcy, kibicującego wrocławianom wicepremiera rządu Grzegorza Schetyny oraz licznych przedstawicieli urzędu miasta z wiceprezydentem Jarosławem Obremskim na czele.
Choć wszystkie spotkania Śląska
Wrocław są dla policji meczami podwyższonego ryzyka, podczas spotkania z Lechią policja naprawdę nie miała wiele do roboty. - Było bardzo spokojnie, a kibice byli po prostu grzeczni. Nasi funkcjonariusze nie interweniowali ani razu, również po meczu nie zanotowaliśmy żadnych zdarzeń - mówi Magdalena Kruaze z dolnośląskiej policji.
Do prawdziwego szczęścia zabrakło wrocławskim kibicom jedynie niewykorzystanego rzutu karnego z 53. minuty. Zdobywca pierwszej, przepięknej bramki dla Śląska, pozyskany z Jagiellonii
Białystok, Vuk Sotirović, trafił w poprzeczkę. Widzowie jednak nie narzekali. Nie dość, że mecz przyjaźni zakończył się podziałem punktów, to na stadionie przy ul. Oporowskiej znów zapachniało piłką na dobrym poziomie.
- Ze dwadzieścia lat temu ojciec po raz pierwszy zaprowadził mnie na stadion Śląska. To był chyba mecz z Legią. Dziś ja po raz pierwszy wziąłem na mecz syna i cieszę się, że był świadkiem prawdziwego święta - mówił nam Marek Cichy, kibic z trybuny krytej.
Komentarz: Śląsk jest tego wart
W sobotę Wrocław pokazał, że zasługuje na drużynę w ekstraklasie. Zasługuje na wielką piłkę i na stadion, na którym pomieści się więcej niż 8,5 tys. widzów. Widzów, którzy udowodnili, że można kulturalnie kibicować, a na mecz bez obaw zabrać dzieci.
Pytanie, czy równie bezpiecznie i przyjemnie będzie również na meczach z Ruchem Chorzów, Cracovią i Arką Gdynia, których kibice we
Wrocławiu nie są kochani? Oby. Śląsk Wrocław jest tego wart