Wrocław.Sport.pl ćwierka na Twitterze. Obserwuj nas >>
Po dniu przerwy w niedzielę zawodnicy wrócili na trasę Rajdu Dakar. Tym razem mieli do pokonania ponad 500-kilometrowy odcinek specjalny Salta - Salta/Uynui. Jego trasa była niezwykle zróżnicowana. Pierwsza część była bardzo kamienista, a druga szeroka i płaska, co premiowało najmocniejsze samochody w stawce, a zakończył ją 20-kilometrowy przejazd przez pustynię solną.
- To był piekielnie długi odcinek, ale wbrew wcześniejszym ulewom i obawom organizatorów szybki i bardzo przyjemny - podkreśla Martin Kaczmarski z
Lotto Teamu. - Najbardziej cieszę się z tego, że już po pierwszych kilometrach wróciłem mentalnie na Dakar po nieco rozbijającym dniu przerwy. Trasa rozgrywała się na sporych wysokościach, przekroczyliśmy 3500 m. Takie wysokości zaczynają być odczuwalne dla zdrowia i słyszałem, że tamtejsi mieszkańcy radzą sobie z tym problemem, żując liście koki. Podobno niektórzy zawodnicy też próbują takich metod. Ja na szczęście czuję się świetnie - śmieje się Kaczmarski.
Kaczmarski, który jedzie za kierownicą
mini all4 racing, na siódmym etapie był 12. Do lidera w klasyfikacji samochodów Carlosa Sainza (volkswagen race touareg), który wygrał swój 27. odcinek na Dakarze, stracił 27 minut i 40 sekund. Wrocławianin był drugi wśród Polaków. Lepiej od niego pojechał jego kolega z zespołu Krzysztof Hołowczyc, który na mecie odcinka zameldował się z piątym czasem i stratą blisko 10 min do Sainza.
Do końca rajdu pozostało jeszcze sześć etapów. Poniedziałkowy odcinek specjalny z Salty do Calamy w Chile ma 302 km dla aut i ciężarówek, natomiast dla motocykli i quadów - 462 km z Uynui w Boliwii do Calamy. Pierwsze załogi wyjadą na trasę około godz. 14.
Polub nas na Facebooku i żyj sportem razem z nami >>