Zbigniew Boniek, najsłynniejszy polski piłkarz i wielki fan żużla, powiedział kiedyś, że to jedyna dyscyplina, która działa na wszystkie zmysły. Coś w tym jest. Wzrok to oczywiste. Węch, bo wielu ludzi wraca na stadion dla zapachu palonego castrolu, choć mówi się potocznie o palonym metanolu. I wreszcie słuch. Warkot, ryk czy hałas motocykli kojarzony jest z każdym
sportem motorowym, ale z żużlem przede wszystkim.
Teraz władze światowego żużla chcą, aby przynajmniej jeden z naszych zmysłów nie rozpoznał swojej ukochanej dyscypliny. Chodzi o słuch.
Zaczęło się od decyzji Polskiego Związku Motorowego, która nakłada na żużlowców stosowanie nowych tłumików. PZM powołuje się przy tym na Dyrektywę Unii Europejskiej 2002/49/WE. Zakłada ona, że mieszkańcy wspólnoty nie mogą być narażeni na więcej niż 85 decybeli, a nocą na 65 decybeli. Tłumiki, których w ostatnich latach używali żużlowcy, nie spełniają tych norm, wyciszają bowiem warkot motocykla tylko do 98 decybeli. Stąd decyzja o nowych tłumikach.
I choć w ostatnich miesiącach okazało się, że dyrektywa wcale nie dotyczy żużla (sprawdzili to europosłowie PO), jedynie infrastruktury kolejowej, drogowej i lotniczej, to jednak PZM pozostał nieugięty. Teraz używa argumentu, że "proces wyciszania" obejmuje także inne sporty motorowe, więc żużel nie może być traktowany wyjątkowo.
Czy wyobrażacie sobie jednak speedway bez charakterystycznego huku? O wrażenia dotyczące nowych tłumików zapytaliśmy znanych muzyków, którzy równocześnie są też fanami żużla.
- Ktoś ewidentnie chce zabić tę dyscyplinę - denerwuje się Olek Klepacz, lider poprockowej Formacji Nieżywych Schabuff. - Jestem typem słuchowca, chodzę na stadion, by poczuć tę jedyną w swoim rodzaju częstotliwość drgań w powietrzu. Bez tego dźwięku nie wyobrażam sobie zwolnienia taśmy. Nie chcę wyścigów motorynek, bo to mogę zobaczyć pod blokiem. Jeszcze jak byłem małym chłopakiem, to pamiętam, że w niedzielę wszyscy waliliśmy na stadion w
Częstochowie. Przyciągał nas ryk motocykli - opowiada.
Co ciekawe, niektórzy żużlowcy startowali już na nowych tłumikach. Pojawiają się różne nazwy, które mają zastąpić słowo speedway. Jedna z nich to "wyścigi kosiarek", ale najoryginalniejsza pochodzi z Torunia, gdzie tamtejsi żużlowcy testowali sprzęt i słysząc wyciszony silnik, stwierdzili, że to "wyścigi odkurzaczy".
- Ale
jaja! - denerwuje się Krzysztof Cugowski, wokalista legendarnej Budki Suflera, gdy słyszy te ironiczne określenia żużla. - Myślę, że te tłumiki są takimi "ulepszaczami rzeczywistości", które oczywiście się nie sprawdzą. To jakaś niezdrowa sytuacja, tym bardziej że pamiętam, jak jeszcze w latach 60. chodziłem na mecze, to obowiązywał tzw. wolny wydech. Nie było żadnych tłumików. I to był prawdziwy żużel. Teraz będą jakieś żarty. Żarty z ludzi - konstatuje.
Cugowski i Klepacz nie mają wątpliwości, że żużel sam zadaje sobie potężny cios mogący doprowadzić do unicestwienia tej dyscypliny sportu.
- Nie oszukujmy się, żużel to sport niszowy, rozpoznawalny w kilku krajach europejskich - tłumaczy Cugowski. - Takie zmiany na pewno nie pomogą mu w zdobyciu kolejnych rynków. Obawiam się, że może być tylko gorzej. Kto wie, może ktoś wkrótce wymyśli, by zawodnicy startowali z katalizatorami? Albo zlikwiduje zapach palonego castrolu, bo dla kogoś będzie zbyt nieprzyjemny?
W podobnym tonie wypowiada się Klepacz. - Czy ktoś wprowadza tłumiki w Formule1? - pyta retorycznie. - Poza tym ja czuję się z tymi tłumikami, jakby ktoś pozbawił mnie słuchu. Mam tylko nadzieję, że środowisko żużlowców nieco różni się od naszego i będzie potrafiło się zjednoczyć. Artyści tego nie potrafią, ale żużlowcom powinno się udać - dodaje.
Niestety, niewiele na to wskazuje. Pod petycją przeciwko nowym tłumikom, którą wystosował szef stowarzyszenia żużlowców Metanol Krzysztof Cegielski, podpisało się tylko czterdziestu zawodników.